ARKADIUSZ JADACH "WEWNĘTRZNE MEANDRY"
Arkadiusz
Jadach
Wewnętrzne
meandry
JESIEŃ
Kostek
Grudzieński miał dziewiętnaście lat i pochodził z małej miejscowości zwanej
Drobin. Właśnie w tym momencie stał się najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi.
Dostał się na studia do Warszawy. Wprawdzie nie były to jego wymarzone, ale i
tak bardzo się cieszył. Na wymarzone nie zdążył, gdyż powinęła mu się noga na
maturze z matematyki i długo czekał na wyniki poprawki. Później łapał się tego
co dostępne. I udało się! Jego rodzina nie zdążyła się jeszcze nacieszyć, że
przebrnął pomyślnie przez maturę, a tu od razu studia. Czuł, że świat należy do
niego i, że ma w sobie wielkie pokłady energii na zdobywanie nowej wiedzy i
zawieranie nowych znajomości. Był to koniec września, październik
za pasem, a kwestia lokum w dużym mieście tkwiła w martwym punkcie. Wraz z
rodzicami szukali czegoś po dobrej cenie, lecz było ciężko. Praktycznie
wszystkie kawalerki po okazyjnej cenie były już zajęte. Ściskało go w brzuchu
na samą myśl, że nie znajdzie mieszkania i będzie musiał cały rok dojeżdżać
pociągiem. Nie chciał czegoś takiego, ponieważ bardzo by się męczył, a w zimę
byłoby najgorzej. Jasno się robi dopiero przed siódmą, a wstawać musiałby co
najmniej o piątej. Kiedy pomyślał w ten sposób nawet nie przyjmował czegoś
takiego do wiadomości. Wziął się w garść i szukał dalej. Natrafił na ofertę
swojej koleżanki z klasy, która ma już mieszkanie, jedynie szuka lokatorów.
Napisał do niej, zgadali się i było po kłopocie. W międzyczasie dołączyła do
nich jeszcze jedna dziewczyna, wówczas czynsz był mniejszy. Kostek mógł
odetchnąć. Lecz w jego głowie wciąż rodził się niepokój w związku z mieszkaniem
z tak ogromnym mieście. Bał się, czy w ogóle da sobie radę z czymkolwiek.
Po przywiezieniu wszystkich rzeczy, rozpakowaniu się i znalezieniu
wspólnego języka z mieszkaniem, musiał prędko jechać na uczelnie na spotkanie
organizacyjne. Tutaj zaczęły się pierwsze schody, ponieważ jego obawy się
spełniły. Wsiadł do złego tramwaju i nie dość, że się spóźnił na spotkanie to
jeszcze musiał iść na nogach prawie przez pół miasta, aby dojść do uczelni.
Miał łzy w oczach, chciał zrezygnować i wracać do siebie, do swojej małej
arkadii. W głębi duszy wiedział, że nie może. Tak marzył o studiach, że to nie
wchodziło w grę. Ktoś pomyśli: przecież mógł wsiąść do innego tramwaju i
zwyczajnie pojechać. On nie mógł, bo był za bardzo spanikowany, nie wiedział
nawet dokładnie w którym miejscu się znajduje, gdzie dojechał. Było chłodno,
nawet zaczął padać deszcz. Wreszcie dotarł na spotkanie, a z pomocą nowo
poznanej koleżanki dotarł do mieszkania. Był padnięty, więc pierwsza noc w
nowym miejscu przebiegła bardzo szybko. Dni robiły się co raz krótsze, a że już
znał plan swoich zajęć, ustalił sobie dokładnie w co się ubierze na kolejne
dni, który zeszyt do jakiego przedmiotu, o której pójdzie coś zjeść, a później
spać, by rano być wyspanym. Bardzo lubił organizować sobie dzień. Nie było mowy
o jakimś spontanie. Wtedy był spokojniejszy.
Poznawał nowych znajomych, powoli wdrażał się w całą tę machinę
studiowania. Sam później wiedział do którego tramwaju wsiąść, by nie zabłądzić.
Sam robił sobie zakupy, nawet czasami gotował. Generalnie usamodzielniał się z
czego był dumny. Postawił sobie wtedy jeden konkretny cel – pokazać sobie i
innym, że potrafi sobie poradzić. To żelazne postanowienie zrodziło się w nim
dlatego, że znajomi, mimo że bardzo przyjemni i znali go już tyle lat, śmiali
się czasami z tego, czy w ogóle on sobie poradzi, jak to Kostek na studia? Tak
to wyglądało także przed pójściem do Liceum a jakoś zdał maturę i został
zapamiętany przez nauczycieli, ponieważ lubił angażować się w różne imprezy
szkolne. Co raz krótsze dni mijały dosyć szybko. W mieszkaniu w
którym mieszka trójka studentów, nie mogło obejść się bez tak zwanego „chrztu”
mieszkania. Całe towarzystwo troszkę wtedy za
bardzo poszalało, czego skutki dało się odczuć następnego dnia rano. O
ile wieczór i kawałek nocy był dla Kostka przyjemny o tyle poranek go nie
rozpieszczał. Tym bardziej, że miał na pierwsze zajęcia na ósmą rano. Jakoś był
wstanie się ogarnąć i na całe jego szczęście zajęć nie miał dużo, a dodatkowo
były one tylko organizacyjne. Kostek jako humanista, lubił czytać książki w
Liceum, lecz jedynie skupiał się na lekturach, nie miał za bardzo czasu na
książki które lubił. Czasami nawet nie czytał niektórych lektur, bo po prostu
były dla niego za grube i szybko się zniechęcał. Potem czuł wyrzuty sumienia,
że nie przeczytał, ale wiedział, że siebie nie oszuka. Będąc na studiach, miał
sporo przedmiotów literackich, gdzie musiał dużo czytać, szczególnie
nawarstwiło mu się czytania w drugim semestrze, ale w pierwszym też nie było go
mało. Gdy przeczytał pierwszą książkę był z siebie naprawdę dumny. Nie mógł do
końca w to uwierzyć, bo ta pozycja nie była wcale taka krótka. Potrafił cieszyć
się małych rzeczy. Z czasem przyzwyczaił się do tempa swoich
studiów i studiowania w ogóle. Przyszedł czas na pierwsze kolokwium kontrolne
sprawdzające wiedzę z ostatnich dwóch miesięcy. Od momentu zapowiedzenia
przygotowywał się systematycznie. W myśl zasady, której twardo się trzymał.
Poza tym, wiedząc jak mama w niego wierzy, nie chciał jej zawieść. Nawiasem
mówiąc bardzo kochał swoją mamę Florę, była dla niego wsparciem nawet kiedy przyjaciele
nie rozumieli jego kłopotów. Wracając, przygotowywał się, a jednocześnie
stresował, nawet kiedy był pewien, że to zaliczy, co też powtarzali mu jego
znajomi z roku. Również idąc do kościoła jego główną osobistą intencją była
dobra ocena z kolokwium. Tak też się stało pierwsze kolokwium zaliczył na
cztery i pół. W głębi chciał się cieszyć na głos i oznajmiać to każdemu, lecz
nie chciał się z tym afiszować. Wewnątrz wierzył, że nie może, bo przerwie
dobrą passę swoich sukcesów. Takie myślenie będzie w nim się utrzymywać do
końca roku akademickiego. Nic na to nie mógł poradzić. Rzecz jasna
błyskawicznie po zajęciach pochwalił się tylko mamie, wysyłając jej SMSa.
Na weekend wracał do domu, który uwielbiał. Przecież wszędzie dobrze
ale w domu najlepiej. Wracał pociągiem, a ze stacji odbierał go tato lub
dziadek. W tym momencie jest już późna jesień. Jego ulubiony okres w roku.
Przejście między jesienią, a zimą. Lubił wieczorami włożyć ulubiony sweter,
zrobić sobie herbatę z miodem i cytryną i po prostu posiedzieć w swoim pokoju i
się wyciszyć. Czasami, gdy naszła go wena, napisał wiersz. Jego
ambicja była tak duża, że nie potrafił się całkowicie wyluzować w weekend. Z
tyłu głowy miał już zaplanowany cały tydzień, a także wszystkie zadania domowe
i kolejne kolokwia. Nie do końca wiedział co się z nim dzieje. Dlaczego teraz
tak zaczął się tym wszystkim przejmować. Jasne, chciał się trzymać swojej
maksymy, ale nie spodziewał się, że będzie to na granicy lekkiego
przewrażliwienia. Co miało też swoje negatywne skutki. Pewnego
dnia pisząc ze swoim najlepszym kolegą temat zszedł na wspólny wyjazd z jeszcze
kilkoma znajomymi. Kostek wiedział, że jak straci czas, który mógłby poświęcić
w tym czasie na lekturę na zajęcia, bądź inny przedmiot to będzie go później
bolał brzuch z powodu nadmiernego stresu. Zdecydował, że nie pojedzie. Jego
kolega spytał go jeszcze dwa razy i gdy kolejne dwa razy odmówił mało się nie
pokłócili. Zawsze jeździli na różne wypady w sobotę. Teraz Kostek miał inne
priorytety i chciał się ich trzymać za wszelką cenę. Nawet za cenę przyjaźni.
Na szczęście jego kumpel jakoś to przyjął do siebie i skończyło się jedynie na
dobitnej wymianie zdań. Było mu jednocześnie głupio i smutno.
ZIMA
Najbardziej
lubiana przez Kostka pora roku właśnie się rozpoczęła. Zainicjowały ją
naturalnie ulubione święto Kostka, czyli Boże Narodzenie. Od dziecka czekał na
to cały rok. Podobał mu się ten stan błogości po przejedzeniu się, odśpiewaniu
kolęd i zwyczajnego spędzenia czasu ze swoją rodziną. Przez kilka dni niczym
się nie przejmował. Nawet sobie to postanowił, że przez całe święta nie pomyśli
o obowiązkach związanych ze studiami. Niestety jak to mówią: „nic co dobre nie
trwa wiecznie”. Zaraz po świętach cały stres i strach wrócił. Błyskawicznie
rozplanował sobie plan działania aż do sylwestra. Nie mógł pozwolić, aby coś mu
umknęło. Tym bardziej, że mieszkając w
Warszawie nie miał za bardzo warunków. Pokój dzielił z koleżanką, a że przy
nauce cenił sobie ciszę i spokój to nawet zwykłe jej chodzenie po pokoju, czy
zapytanie się czegoś rozpraszało go. Stąd też wzięła się u niego ta wrażliwość
i wyczulenie na robieniu wszystkiego z wyprzedzeniem o co najmniej tydzień. Na
szczęście ze wszystkim się wyrobił. W jego życiu często pojawiały się sytuacje
dające mu szanse na dalszy rozwój jego pasji. Jedną z nich było aktorstwo.
Uwielbiał grać na scenie, pasjonowało go to na maksa. W swoim nie długim
jeszcze życiu zdążył zagrać mnóstwo różnych ról z okazji bardzo różnych. W
trakcie burzy mózgu jaką rozpętywał, czytając lektury na zajęcia, czy
zapamiętując wszelakie definicje, napisała do niego dobra koleżanka z roku,
Klara. Był grudzień, więc od października zdążyli się już poznać. Wiedziała,
obserwując profil Kostka na facebooku i oglądając filmiki z jego występów, ze
rewelacyjnie daje sobie radę na scenie. Pisze do niego, że mieszka z kolegą,
który prowadzi koło teatralne. Składa się ono z dziesięciu osób i dobrze
prosperuje. Okazało się, że szukają jednej osoby, a dokładnie chłopaka.
Zaproponowała Kostka. W pierwszej chwili czuł ogromną radość. Pomyślał, że to
może być dla niego wielka szansa, może ktoś by go zauważył – w końcu Warszawa.
Napisała mu, że przewodniczący będzie się z nim kontaktował. Na początku, prócz
tego, że czuł się wspaniale, napisał jej, że się zastanowi. Rzecz jasna od razu
poszedł porozmawiać z mamą, uważał jej zdanie za znaczące. Mama również się
ucieszyła, bo wiedziała, że Kostka też to cieszy, a zawsze zależało jej na jego
szczęściu i dobru. Zaraz po nowym roku skontaktował się z nim przewodniczący
Patryk. Przedstawił szerzej sytuacje, którą wcześniej zaprezentowała mu Klara.
Kostek był zdecydowany. Pierwsze spotkanie miał we wtorek po południu, zaraz po
powrocie do Warszawy. Spotkania odbywały się w pewnym liceum, zrobiło ono na
Kostku spore wrażenie. Kiedy wszyscy zebrali się przed, Patryk przedstawił mnie
wszystkim. Pierwsze odczucie kostka było takie, że oni wszyscy dawno już
znaleźli wspólny język, mają wspólne tematy, przeżycia i doświadczenia. Nie
wiedział jak zagaić rozmowę, więc po prostu się uśmiechał. Weszli do środka.
Sala była duża, chyba do historii, zważywszy na ilość map historycznych i
różnych książek o takiej samej tematyce. Mimo, że grupa była w trakcie
przygotowań jednego przedstawienia, zaczęli organizować drugie. Dla dzieci, o
siedmiu krasnoludkach. Kostek dostał rolę jednego z krasnoludków, dawno takiej
nie grał i się ucieszył. Czas upływał, spotkanie dobiegało końca, podobało mu
się, ale czuł w sobie, że coś go do tego zniechęca. Czuł, że robi coś na siłę.
Nie mógł do końca tego zrozumieć, przecież był w swoim żywiole, kochał to, więc
o co chodzi. Za kilka dni popełnił duży błąd, którego później żałował. Napisał
do Patryka, że z chwilowych powodów prywatnych nie może uczęszczać na spotkania
i prawdopodobnie nie będzie już wcale. To był impuls, nie widział, czemu tak
zrobił. Patryk napisał, że jak się wszystko polepszy, żeby dał znać. Nie dał.
Prawdziwym powodem był stres spowodowany zbliżającą się pierwszą sesją oraz
tym, że ciężko było mu się oswoić z nowymi ludźmi. Wydaję się to kompletnie
błahym powodem, ponieważ skoro zaznajomił się z ludźmi z roku to co stało na
przeszkodzie tutaj? Nie wiedział sam, bardzo tego żałował. Po napisaniu tej
wiadomości, oczy zeszkliły mu się. Uronił
kilka gorzkich łez jego wewnętrznej porażki. Wiedział, że to co zrobił, nie
było dla niego dobre. Potem stwierdził, że trudno, to nie koniec świata, a
sesje musi zdać najlepiej jak potrafi i zwyczajnie iść dalej do przodu. Terminy
egzaminów miał już wszystkie ustalone. Od 3-tygodniowych ferii dzieliły go
prawie dwa tygodnie. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie odpocznie. Uczył się
dużo w domu na weekend i kiedy dziewczyn akurat nie było w mieszkaniu i
zostawał sam. Jeden przedmiot, drugi, trzeci. Wiedział, że trochę przesadza, bo
cały semestr uczył się systematycznie, a mimo to dalej coś go ciągnęło do tego,
żeby jeszcze odrobinę powtórzyć. Jego
współlokatorka widziała to wszystko, widziała jak ze łzami w oczach, dogorywa
nad zeszytem. Powiedziała mu, żeby przestał, że przegina. Jako, że znała go z
klasy z liceum, wiedziała, że jest ambitny i że ma skłonności do przeżywania i
przejmowania byle czym. Ta zima była dla Kostka w ogóle pewnym
przełomem, gdyż uświadomił sobie jak bardzo zmieniła się jego postawa od
początku studiów. Wcześniej myślał, że świat należy do niego, że może wszystko.
Teraz czuł przygnębienie, że może jednak studia nie są dla niego, lecz nic nie
stało na przeszkodzie, by je przerywał. Dodatkowo pojawiła się wielka tęsknota
za domem. Było to dla niego nowe uczucie, ponieważ mieszkając całe życie w
Drobinie bardzo się z nim zżył. Szczególna tęsknota była nie tak do domu jak do
mamy. Kostek wiedział, że nie jest do końca poważne, ponieważ większość jego
rówieśników tylko czekało na to, aby się wyrwać z domu rodzinnego i jak najdalej
od niego. Wiele było takich momentów od nowego roku do czerwca . Jeden był dla
niego szczególnie bolesny. W którąś niedziele tato Kostka, Ksawery, zawiózł go
na pociąg, a że spieszył się do pracy, nie mógł z nim tam poczekać. Kostek
starał się powstrzymać łzy, aby nie wyjść na jakiegoś histeryka przed innymi
pasażerami. Było mu ciężko, tym bardziej, że była to niedziela. Dzień w którym
wieczorami powinien do samego pójścia spać odpoczywać, pod cieplutkim kocykiem
z herbatą. Bardzo za tym tęsknił, ale wiedział, że ma obowiązki na następny
dzień i kilka kolejnych i nie może sobie folgować. Sytuacja pogorszyła się
wówczas jeszcze bardziej, gdy jego pociąg spóźnił się czterdzieści minut. Nie
dość, że w mieszkaniu był przed dwudziestą pierwszą to jeszcze musiał poczytać
kilka materiałów na poniedziałek. Nie cierpiał kiedy musiał robić coś na hop
siup, szybko, a potem z kołatającym sercem i bólem brzucha kłaść się spać.
Przed spaniem zwykle pił melisę, ale ona i tak średnio pomagała. Minął
tydzień. W jego ciągu Kostek zaliczył kilka przedmiotów. Jak w sytuacji, kiedy
cieszył się po pierwszym kolokwium to teraz tak samo, ale starał się być
stonowany. Jego kolega powiedział mu, że jeden przedmiot tak dobrze mu idzie,
że nawet oblewając ostatni egzamin zaliczył by go spokojnie. W takich
przypadkach, kiedy ktoś mówił mu w superlatywach podnosiło go to na duchu
dodawało kopa do działania a determinacji i tak miał już dużo. Nie był też
typowym studentem. Nie chodził na imprezy jak jego znajomi z roku, zawsze znalazł
dla nich jakąś wymówkę. Poza tym nie chciał wracać w nocy pijany i budzić
koleżanek. Nie znał też tak dobrze Warszawy i zwyczajnie się bał, że zabłądzi
lub ktoś zrobi mu krzywdę. Był bardzo przezorny i zapobiegawczy. Kiedyś
uwielbiał chodzić na imprezy, szczególnie gdy był czas 18-nastek, a że był
lubiany, imprezę miał praktycznie co tydzień u kogoś. Wracając do sesji.
Oczywiście Kostek zdał. Ile go to kosztowało, tego nikt nie jest w stanie
pojąć. Był szczupłym chłopakiem, a mimo to jego babcia po pierwszym semestrze
mówi do niego, że schudł. Bardzo go to zdziwiło, nie widział w sobie różnicy,
być może schudł ze stresu to bardzo prawdopodobna opcja. Generalnie Kostek
wszystko pozaliczał i wreszcie mógł się naprawdę z tego cieszyć, a przede
wszystkim wrócić do domu na trzy tygodnie i porządnie odpocząć.
WIOSNA
Wiosna
zaczęła się dla Kostka nie najgorzej. Zmienił mu się plan zajęć, więc od nowa
pojawił się pewien stres. Jak to będzie? Nowi wykładowcy, nowe przedmioty. Był
raczej osobą, która nie lubiła zmian, a jak miały one nastąpić starał się
podchodzić do nich bardzo ostrożnie. Sprawą, która szczególnie dotknęła
go po raz kolejny był organizowany przez jego instytut wyjazd do Berlina.
Pierwszeństwo mieli ci studenci, którzy uczęszczali na lektorat z języka
niemieckiego, a następnie osoby chętne. Miał być to dla tych osób wyjazd nie
tylko turystyczno-krajoznawczy, ale również naukowy. Kostkowi bardzo dobrze
szło z niemieckiego, ale gdy słyszał o wyjeździe, nie odzywał się wśród
znajomych, którzy byli na tak. Pewnego razu jego wykładowca sam zaproponował
mu, aby pojechał, ponieważ świetne sobie radzi. I znowu, z jednej strony pękał
z dumy, a z drugiej bał się. Nie wiedział co ma robić, byłaby to dla niego
szansa zwiedzenia czegoś, podszkolenia języka. Klara powiedziała mu,
żeby jechał, on obawiał się, ponieważ nie chciał być tyle poza domem do którego
tak lubił wracać w weekendy. Klara usiadła z nim na ławce pod Instytutem i
tłumaczyła mu – Kostek mówię Ci jedź! Skoro profesor sam ci proponuje to jedź i
się nie zastanawiaj. Czego się boisz? Tego, że nie będzie cie w domu jeden
weekend? Kostek zobacz, ja mieszkam na drugim krańcu Polski, studiuje w
Warszawie i do domu zjeżdżam raz na kilka miesięcy, bo tu mam pracę i studia,
ty nie masz w tym momencie pracy, co cię trzyma? Posłuchaj w przyrodzie
równowaga musi być zachowana. Pisklęta też przez jakiś czas mieszkają z
rodzicami w gnieździe, a potem odlatują i usamodzielniają się. Kostek był
jej wdzięczy za tą rozmowę, ale był wewnętrznie raczej przekonany o swojej
decyzji, że jednak podziękuje i nie pojedzie. Wiedział, że
być może traci jedyną okazję zobaczenia tego miasta na własne oczy, ale
zwyczajnie coś trzymało go kurczowo przy jego terenie i koniec. Nic nie mógł na
to poradzić. Trapił się z tym przez jakiś czas, w sensie, że troszkę tego
żałował, ale wiedział jak w tamtym wypadku, że życie toczy się dalej. Sam nie
rozumiał swojej decyzji. Humor poprawił się Kostkowi w następnym
tygodniu kiedy to jeden z wykładowców powiedział mu, że inna Pani, która też go
uczy chwali go, że się przykłada, wszystko czyta i jest sumienny. Momentalnie
zrobiło mu się lżej i czuł się lepiej. Do końca roku akademickiego zostało
około trzy miesiące i po tych słowach wiedział, że musi dać z siebie wszystko,
żeby skończyć go jak najlepiej i mieć to poczucie, że włożył w coś dużo pracy i
to mu się udało od A do Z. Współlokatorki widziały, że Kostka sporo
kosztuje wysiłek związany z uczelnią, więc skoro zrobiło się troszkę cieplej, a
był to już początek maja, poszli nad Wisłę. Zwyczajnie
się wyciszyć, wyluzować i napić zimnego piwka. Dobrze to
Kostkowi zrobiło, poleżał, powdychał świeżego powietrza i czuł się dużo
spokojniejszy. Ten klimat nad rzeką miał to do siebie, że nic tylko wyłączyć
umysł i odpoczywać.
LATO
Ogólne
samopoczucie Kostka zaczęło się polepszać. Był świadomy tego, że za nie długo
koniec i od przysłowiowej wisienki na torcie dzieli go zaledwie dwa tygodnie.
Oczywiście, jak to było przez cały ten czas nie zabrakło napiętych mięśni, bólu
brzucha i kilku nie przespanych nocy, ponieważ zbliżała się druga sesja.
Przyszła ona niezwykle szybko i za nim się obejrzał miał zdanych już część
egzaminów. Zostało mu jeszcze kilka. Cały ten rok dał mu troszkę do myślenia i
podjął ważną decyzje, że zmienia kierunek. Rok temu nie zdążył na ten co
chciał, więc w tym roku nic nie stało na przeszkodzie. Często nachodziły go
myśli, że skoro dobrze mu szło na tym i podobał mu się to żeby został, ale on
już postanowił. Wiedział, że tak będzie dla niego lepiej. Poinformował również
swoich znajomych i nie było im lekko tego przyjąć, gdyż bardzo się zżyli ze
sobą. Dzień przed ostatnim kolokwium Kostek uczył się cały dzień, znaczy
powtarzał, ponieważ większość rzeczy zwyczajnie pamiętał, bo uczył się na
bieżąco. Wieczorem, kiedy skończył zadzwonił do mamy, że już nie daje rady, że
mózg mu zaraz eksploduje. Mama tak czy siak wiedziała, że sobie poradzi,
ponieważ znała jego możliwości i wiedziała, że są duże. Tak też się
stało, Kostek nie dość, że zdał dwa przedmioty, których najbardziej się obawiał
na piątki i to jeszcze losując pytania, na które ma odpowiedzieć, wylosował te
do których się szczególnie przygotowywał. Był bardzo zadowolony z siebie. Pani
profesor zaprosiła po egzaminach indywidualnie na krótką rozmowę odnośnie podsumowania
pracy z całego roku. Co do Kostka to wiedziała już od niego, że przenosi się na
inny kierunek. Przyszła kolej na niego. Pani profesor powiedział mu słowa,
które zmotywowały go jeszcze bardziej do jego dalszej kariery naukowej – Panie
Kostku, widziałam jak pan się stara i jak panu zależy, bardzo to doceniam.
Takich studentów jak pan powinno być więcej. Myślę, że na nowym kierunku też
Pan sobie do świetnie radę i jest pan na tyle zdolny, że dałby sobie radę na
dwóch kierunkach równocześnie. Kostek bardzo podziękował za te słowa, miło, że
ktoś z osób tak naprawdę obcych, mówi mu, że znakomicie mu szło. Kostek
wziął sobie te słowa do serca i po pożegnaniu ze znajomymi wrócił do mieszkania
pakować się. Za godzinkę mieli być w Warszawie jego rodzice i zabrać go. Teraz
mógł się cieszyć tak naprawdę, tak przy wszystkich i do wszystkich. Passa
okazała się dobra i to właśnie chciał osiągnąć.
Komentarze
Prześlij komentarz